Sezony: 2 (zamówiony)
Rok produkcji: 2019 - ...
Gatunek: Dramat, Fantasy, Horror
Some Dark God Wakes
Mityczne stworzenia, które możecie kojarzyć choćby z baśni czy legend, wygnane ze swojej ojczyzny, znajdują nowy dom w jednym z najpotężniejszych, ludzkich miast, zwanym Burgue. Wiszący w powietrzu konflikt pomiędzy ludźmi, a magicznymi imigrantami, nie sprzyja jednak zawieraniu znajomości pomiędzy rasami. Inspektor Rycroft Philostrate, obciążony winami i sekretami przeszłości, prowadzi śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa dokonanego na wróżce. Wkrótce jednak, tajemnice i dawno popełnione błędy zaczną zbierać swoje żniwo...
“At the end of the day, a man’s no better than the pain he’s caused the people he loves and what he’s willing to do to set it right”
- Nie będę kłamać, byłam podekscytowana tą produkcją, jak tylko usłyszałam o pomyśle na stworzenie takiego serialu. Chyba warto tu zaznaczyć, że łączy on gatunek urban fantasy - czyli fantasy, którego akcja dziele się w realiach wielkomiejskich, z neo-noir. A to daje wyjątkową mieszankę.
- Neo-noir, w zasadzie można wyjaśnić słowami: gra cieniami i światłem w trakcie kręcenia. Korzystanie z uroków jakie daje ciemność. Specyficzne ruchy kamery i sposoby na chwytanie obrazu. Co neo-noir oznacza dla Carnival Row? Ano fakt, że serial jest zdecydowanie klimatyczny. Mrok panoszy się po całym mieście, a twórcom świetnie udało się złapać jego esencję. Zwłaszcza w połączeniu z fantasy.
- Inny element, który, od razu sprawił, że byłam oczarowana, to fakt, że samo miasto Burgue i klimat były wzorowane na czasach Wiktoriańskich. Jako nerd, będący niemal fanatykiem owego okresu w historii, wiedziałam, że łatwo będzie mi pokochać tę produkcję.
- Sam serial, już od pierwszego odcinka daje widzowi do zrozumienia, że jest niezwykły. Jest wyjątkowy. Atmosfera jest ciężka od magii, ciężka od konfliktu i niechęci ludzi do magicznych stworzeń. Oglądanie tej produkcji to zdecydowanie interesujące doświadczenie. Szczerze, klimat tej produkcji trudno jest mi opisać prostymi słowami. Naprawdę warto go zakosztować samemu.
- Inna sprawa, oprócz niesamowitego klimatu, który sprawił, że oczarowana śledziłam przygody bohaterów na ekranie, była sama praca kamery, piękny balans kolorów, gra cieni i światła. Jako że serial kręcono w cudownej Pradze, całość jest wizualnie zachwycająca. Zwłaszcza dla wzrokowca takiego jak ja, który dodatkowo uwielbia grafikę i efekty specjalne.
- A skoro już o efektach specjalnych mowa, to nieco obawiałam się jak one wypadną, ale szczerze - jestem naprawdę usatysfakcjonowana.
- Inna sprawa, to interesująca kreacja postaci. Pewnie, można powiedzieć, że głównymi bohaterami są Philo (Orlando Bloom) i Vignette (Cara Delevingne), ale tak naprawdę ta produkcja to coś więcej niż ta dwójka. I każdy bohater, nawet drugoplanowy, zasługuje na uwagę.
- Serial ma mnóstwo wątków. Mamy śledztwo Philo w sprawie morderstwa, mamy polityczną grę pomiędzy partią zwolenników magicznych stworzeń, jak i opozycją, która najchętniej by je wszystkie wypatroszyła. Mamy niesfornego syna kanclerza i knujące w cieniach istoty... Szczerze, ten serial ma mnóstwo do zaoferowania. Pierwszy sezon to tylko wstęp do czegoś znacznie większego i myślę, że kolejna seria jeszcze bardziej pozwoli nam zobaczyć jak imponującą rzecz stworzyli twórcy.
- Nie będę kłamać, dwa pierwsze odcinki, mimo że niezwykle klimatyczne i ciekawe, wydawały mi się straszliwie wolne i nie byłam pewna, czy koniec końców serial zaliczę do udanych. Ale od trzeciego - NAPRAWDĘ wyjątkowego epizodu, akcja przyśpieszyła, wątki się zacieśniły, a poskładana w całość przeszłość i teraźniejszość dały mi powód do wielkiej ekscytacji.
- Po, wspomnianych wyżej, wolniejszych, dwóch pierwszych odcinkach, nie tylko zżyłam się z bohaterami - trzeci epizod, zapamiętajcie go sobie - ale też faktycznie zaczęłam się wszystkim przejmować. Akcją, wątkami, losami postaci.
- Poza tym, trzeci epizod zmienił również moje postrzeganie gry aktorskiej Cary Delevingne. Będę szczera - w pierwszych dwóch epizodach, nie mogłam jej zdzierżyć bo dysonans pomiędzy jej zdolnościami aktorskimi, a grą aktorską Orlando Blooma był olbrzymi. Ale trzeci odcinek... nie wiem. Po prostu mnie kupił. I do samego końca byłam zadowolona.
- Po 1 odcinku obawiałam się też wątku romantycznego, ale JAK WSPOMNIAŁAM, trzeci epizod kompletnie zmienił moje zdanie na temat... wszystkiego. Wątek miłosny, choć istotny, pozostał w cieniu, a napływające tajemnice i wątki, nie pozwalały mi się nudzić.
Carnival Row jest wyjątkową produkcją... ale nie dla wszystkich. Zdecydowanie doradzałabym obejrzenie go widzom
po 18 roku życia, nie tylko przez występujące w treści
przekleństwa, makabryczne sceny (jak wypatroszone ciała), agresję, przemoc i seks, ale też dlatego, że młodzi widzowie zazwyczaj przepadają za szybkim tempem akcji, a by wgryźć się w
Carnival Row, potrzebna jest odrobina cierpliwości, uwagi i refleksji.
Starszy widz zdecydowanie dostrzeże coś co umknęłoby młodszemu widzowi. Głębsze dno. Pewne... mroczne odbicie rzeczywistości, która otacza
nas.
Osobiście, jestem zachwycona.
Wizualnie, ten serial mnie po prostu kupił. Praca kamery, filtry, shoty, efekty specjalne... I ten
niezwykły klimat, który do tej pory nie może opuścić moich myśli... Zdecydowanie zachęcam do obejrzenia tej produkcji. Uzbrójcie się w cierpliwość, a
Carnival Row odwdzięczy wam się, otwierając przed wami wrota do naprawdę magicznego, okrutnego świata, pełnego nienawiści, tajemnic i uprzedzenia.
Pozdrawiam,
Sherry
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz